Balingoan - portowy nocleg w drodze na wyspę Camiguin.
Rano wyjechałem autobusem z Hinatuan do Butuan. Tam miałem przesiadkę skąd udałem się do Balingoan. Myślałem że zdążę na prom na wyspę Camiguin, ale niestety musiałem szukać noclegu w Balingoan. Nie było dużego wyboru, to typowo portowe, niezbyt ciekawe miasteczko, kilka straganów, bary, dworzec autobusowy - nic specjalnego. W końcu udało mi się znaleźć 3 miejsca z noclegami, lecz każde strasznie drogie, ceny zaczynały się od 1100 do 1400 peso. Byłem jednak tak wykończony całym dniem jazdy, że marzyłem tylko o tym, żeby gdzieś odpocząć i nie przejmować się wygórowaną ceną. Wybrałem więc hotel z widokiem na port i na wyspę Camiguin. Harbor View Inn - cena 1200 peso bez śniadania, łazienki i telewizora, ale za to pokój z klimatyzacją. W hotelu panował klimat iście rodzinny. Dlaczego? Otóż do pokoju wchodziło się przez salon, gdzie na tapczanie leżała jak gdyby nigdy nic starsza, uśmiechnięta pani i oglądała telewizję. Nie była przy tym zupełnie skrępowana obecnością obcego człowieka. W ogóle Filipińczycy to bardzo towarzyscy i bezpośredni ludzie. Gdy zszedłem na kolację i usiadłem przy ulicznym straganie, po chwili zaczęli się do mnie dosiadać mieszkańcy wioski. Niektórzy początkowo byli lekko zawstydzeni, ale kiedy zaprosiłem ich do mojego stolika cały wstyd momentalnie zniknął. Zamówiłem szaszłyki na patyku. W związku tym, że był to okres świąteczny, co jakiś czas pojawiały się dzieci i śpiewały dla mnie kolędy licząc na parę peso. Podarowałem każdemu kilka drobniaków. Uśmiechnięte, z „salamat” na ustach, poszły śpiewać dalej .…
Dzień zbliżał się ku końcowi, wróciłem do pokoju i poszedłem od razu spać, gdyż następnego dnia rano miałem odpłynąć na wyspę Camiguin. Dobranoc.