Cebu - Manila, mały Titanic „2 Goo Travel” i 26 godzin na morzu.
Zamówiłem taxi. Spod hotelu do portu w Cebu to koszt 150 peso. Na Filipinach jest tak, że jeżeli są ogromne korki wtedy ceny za kurs idą drastycznie w górę, a kierowcy nie chcą włączać taksometru. Dlatego najlepiej zamawiać taksówkę, jeżeli to oczywiście możliwe, w czasie gdy natężenie ruchu jest niewielkie czyli w godzinach 10-14.
Po dotarciu do portu udałem się do okienka z napisem „2 Goo Travel”. Bilet kupiłem jeszcze w Polsce (2157 peso) na stronie przewoźnika, wybrałem klasę turystyczną i czteroosobową kabinę. W cenie miały być też 3 posiłki. Po odebraniu karty pokładowej poszedłem na odprawę, za 15 peso wykupiłem opłatę portową. Oddałem mój duży plecak wraz z wiosłem. Otrzymałem numer kajuty i numer łóżka. Miałem jeszcze 5 godzin czasu. Z balkonu przyglądałem się podróżnym, sporo ich tutaj, ale port też był ogromny. Cebu to jeden z największych portów na Filipinach. Bramek było chyba z 20. Tłum raz przybierał na sile, to znów malał, gdy podpływał statek i zabierał pasażerów na którąś z filipińskich wysp. Co chwilę podjeżdżały autobusy i zabierały pasażerów do Manili. Momentami ciężko policzyć wszystkich. W końcu przyszedł czas i na mnie. Przy wejściu na statek stali żołnierze oraz policja z psami i sprawdzali nasze bagaże. Weszliśmy na pokład. Obsługa skierowała mnie do klasy turystycznej, poszukałem sali z moim numerem. W kajucie były trzy koje, materac ale bez pościeli, telewizor popsuty, dobrze, że była klimatyzacja. Zamek przy drzwiach wejściowych uszkodzony, no i mnóstwo ogromnych karaluchów brrr. Na szczęście pamiętałem,że wystarczy włączyć klimatyzację, a robale znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - nie lubią zimnych pomieszczeń. Wkrótce okazało się, że będę w kajucie sam. Bardzo się z tego ucieszyłem, lecz zauważyłem, że inni mieli już pościel, zamki w drzwiach bez usterek, zdążyli się rozpakować. Zacząłem się denerwować, czy ktoś naprawi te drzwi?, przyniesie mi pościel? Nie mogłem przecież całego rejsu spędzić w kajucie pilnując swoich rzeczy. Czy ktoś w ogóle wie, że tu jestem? Poirytowany zapytałem kogoś z obsługi co mam zrobić. Kazał mi czekać, więc cierpliwie czekałem w towarzystwie karaluchów. Po pół godzinie nadal nikt się nie pojawił. Po 40 minutach miałem dość, zawołałem ponownie pokładowego i zdenerwowany powiedziałem, że za chwilę ma być wszystko naprawione i nie będę już dłużnej bezczynnie czekać. Na szczęście stał się cud i momentalnie znalazł się spec od zamka, ktoś inny przyniósł mi pościel, włączył klimatyzację (karaluchy szybciutko dały nogę). Tylko telewizora nie udało się naprawić, ale nie robiłem już o to afery.
Na kolację pasażerowie byli wołani przez megafon. Kolejka ogromna, gdyż posiłki jedli wszyscy razem zarówno klasa turystyczna jak i pasażerowie z kajut zbiorowych. Stanąłem grzecznie w kolejce i czekałem na swoją kolej. Na talerzu była pasta z tuńczyka i duża łyżka ryżu. Można też było dokupić inne posiłki jak kurczak w warzywach, ale wyboru większego nie było. Za 40 peso kupiłem gorący kubek z makaronem, zalałem wrzątkiem i jak wszyscy siadłem do pierwszej kolacji na filipińskim Titanicu. Najedzony poszedłem zwiedzać statek. Posiadał trzy piętra, każde przeznaczone na inną klasę: klasa turystyczna, klasa standard, poza tym sklepik z piwem, chipsami, gorącymi kubkami, wodą, colą. Tuż przy sali obiadowej był tzw. „kącik karaoke”, wrzucało się 10 peso, wybierało utwór i śpiewało, obok mieli też salę z muzyką na żywo.
Położyłem się spać, gdyż było już po północy. Jutro czekał mnie cały dzień na statku.
Najbardziej bałem się sztormu i bujania. To była moja pierwsza w życiu podróż takim kolosem, więc nie wiedziałem co będzie mnie czekać. Na szczęście noc minęła spokojnie. O 7 rano obudził mnie głos z głośnika, nie miałem pojęcia o czy mówił. Poszedłem na śniadanie i znów stanąłem w znajomej mi już ogromnej kolejce. Na statku nie spotkałem żadnego białego człowieka, byłem jedyny. I jak to bywa w kolejce można się bliżej poznać co dla mnie w podróżach jest najpiękniejsze. Dowiedziałem się, że Johny i jego kolega płyną do Manili szukać pracy. Na pokładzie statku mają torby ważące po 70 kg. Pewnie ich cały dobytek, śpią w sali zbiorowej liczącej 30 osób. To bardzo skromni, ale widać że uczciwi ludzie. Umówiłem się z nim w barze przy karaoke na piwko. Chętnie przyszli i wcale nie przeszkadzała nam słaba znajomość angielskiego. Jeśli się bardzo chce, to nie jest to ogromna bariera aby się zaprzyjaźnić, a muzyka, jak to bywa wszędzie, łączy. Mój nowy znajomy Johny, jak zresztą chyba wszyscy Filipińczycy, kochał karaoke i lubił śpiewać. W taki wesoły sposób zleciał nam czas do obiadu. Co jakiś czas ktoś do nas dołączał i wkrótce zebrało się nas sporo.
Po obiedzie postanowiłem poczytać. Miałem książkę Tomka Owsianego „Pod ciemną skórą Filipin”. Otrzymałem ją od autora z autografem jeszcze przed premierą przesłał mi ją do domu. Doskonała lektura dla wszystkich, którzy planują wybrać się na Filipiny. Dzięki niej łatwiej zrozumieć ten kraj pełen sprzeczności, biedy i bogactwa, tak odmiennych od naszych tradycji i zwyczajów ...
Pogoda podczas rejsu była cudowna. Słońce i delikatny powiew bryzy morskiej sprawiał, że rejs okazał się wielką przyjemnością. Nie żałowałem, że wybrałem statek zamiast samolotu.