Geoblog.pl    neronek    Podróże    Filipiny 2014    El Nido - archipelag Bacuit - Nacpan Beach - Las Cabanos Beach .
Zwiń mapę
2014
20
mar

El Nido - archipelag Bacuit - Nacpan Beach - Las Cabanos Beach .

 
Filipiny
Filipiny, El Nido
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 17065 km
 
El Nido – archipelag Bacuit – Nacpan Beach – Las Cabanos Beach:

Koło godziny 15–tej dojechałem do terminala autobusowego El Nido oddalonego od centrum jakieś 4 km. Wszystkie busy, autobusy i jeepneye właśnie tutaj kończą i zaczynają trasę. Przy tym terminalu jest spory market czynny w soboty, ale i także w każdy dzień tygodnia. Wsiadam do tricykla i za 50 peso jadę szukać noclegu. Aby znaleźć coś poniżej 600 peso jest bardzo ciężko – nie znalazłem, chociaż podobno można. Bez najmniejszych problemów znajdziecie noclegi od 800 do 1500 peso – myślę tutaj o nieco wyższym standardzie: WC, AC, TV. Trochę się naszukałem – im bliżej plaży, która mnie rozczarowała i nie powaliła na nogi, jest znacznie drożej. Dlatego w końcu wybrałem oddalony o 10 minut od plaży pensjonat Together. Chcieli 1000 peso, ale udało się utargować 900 peso. Bardzo czysto – zarówno w pokoju, w WC, jak i w samym pensjonacie. Kawa free, duży taras.
Po rozpakowaniu poszedłem oblukać miasteczko. I tu muszę powiedzieć prawdę: El Nido nie ma w sobie nic, co by przyciągało uwagę, oprócz widoku zatoki otoczonej ogromnymi klifami. I tyle – woda mętna, plaża i piasek mało ciekawe. No tak, ale przecież najważniejsze są wyspy wkoło El Nido, oddalone od siebie czasami o dobre parę kilometrów. A tam już wszystko wkoło zapiera dech w piersiach, ale o tym opowiem Wam później.
Aby jednak zobaczyć ten raj trzeba wykupić jednodniową wycieczkę na archipelag.
Do wyboru mamy 4 główne, wszędzie dostępne wycieczki, tzw. A, B, C i D:
A – cena 1200 peso,
B – cena 1300 peso,
C – cena 1400 peso: Matinloc, Hidden Beach, Culasa, Secret Beach, Helicopter Island,
D – cena 1200 peso.
Wybrałem opcję C, którą zakupiłem w swoim hoteliku, ponieważ wszędzie w El Nido ceny są takie same. Wycieczka C cieszy się największym powodzeniem.
Rano o 8:30 w pensjonacie dostałem za free maskę z fajką i trycyklem pojechałem wraz z jednym zapoznanym w pensjonacie koreańczykiem Kimem na plażę, skąd odpływają łodzie, tzw. bangki na wyznaczone trasy. Z grupą 8 osób, kapitanem i 2 pokładowymi majtkami płyniemy dalej i dalej... Robi się ciekawie, po 30 minutach zatrzymujemy się przy pierwszej plaży. Nie będę Was zanudzał opisami plaż i wysp, zobaczycie na zdjęciach i z pewnością docenicie uroki archipelagu Bacuit. Po 3 godzinach pływania i nurkowania mała przerwa na obiadek na zacisznej rajskiej plaży, których tutaj jest bardzo dużo.
Kapitan i pokładowe majtki smażą rybę, kroją owoce mango, arbuzy, ananasy... Jest ryż, są jakieś owoce morza – wszystko serwowane jest na stole szwedzkim. No to to ja kocham, a Wy?
I tak opalony, a raczej lekko spalony, wracam do El Nido. Jest koło 16, wcześniej najdłużej pozostaliśmy na ostatniej wyspie Helicopter – to był czas na totalne byczenie się na pięknej plaży z białym piaskiem, rafami i żółwiami, których ja nie widziałem, ale jak mi mówili były dalej od brzegu. Ja jednak miałem już dość wody – chciałem po prostu tylko byczyć się leniwie na plaży. Wszystko było super, jednak widać gołym okiem, jak bardzo mało kumaci są Filipińczycy w biznesie. To nie to, co Tajowie, którzy na każdym kroku wyczują biznes. Wystarczyłoby zabrać ze sobą zimny browar, colę,pepsi itd. i po prostu sprzedawać białasom w czasie wycieczki. Biznes to biznes, ale widać jeszcze za wcześnie, ale może i lepiej.
Jest niedziela, a więc idę na mszę św. do kościoła w El Nido. Msza taka jak u nas, ale jednak jest parę różnic. Dzieciaki biegają po kościele, jakby wszystkie miały ADHD, hałas ogromny. Na koniec, po słowach "idźcie z Bogiem" wszyscy głośno klaszczą, a dokładnie przy wyjściu rozdawane są ulotki promocyjne na jakieś gacie... Dziwnie się poczułem, ale no cóż – taki widać jest ten nasz świat.
Wieczorem kupiłem w końcu balut: to przysmak wielu kuchni południowo-wschodnio azjatyckich, zwłaszcza kuchni wietnamskiej, laotańskiej, kambodżańskiej i filipińskiej. Balut stanowi danie przejściowe: nabiałowo (jajeczno)-mięsne i ma postać gotowanego jajka kaczego lub kurzego, wewnątrz którego znajduje się w pełni uformowany zarodek ptaka, którego spożywa się w całości – wraz z kośćmi, dziobem itd. Okres inkubacji jaj zależy od upodobań konsumentów i jest różny poszczególnych krajach. Najdłużej inkubują jaja Wietnamczycy, którzy preferują 21-dniowe zarodki. Tutaj jest to 7 lub 14 dni. Balut można kupić tylko wieczorem: sprzedawany jest w kartonach styropianowych, ponieważ każde jajko musi być gorące – wcześniej przecież jest małe kurczątko ugotowane na żywca. Owinięte jest w białe bawełniane szmatki.
Kupiłem dwie sztuki po jedynie 20 peso (1,50 zł), gratis jakiś sos z chili w maleńkim woreczku. Idę z balutami do pensjonatu, jedno jajo dostał koleś filipińczyk. Bardzo się ucieszył, bo – jak mówił – to jest jego ulubiona potrawa. Mi zależało, aby zobaczyć, jak to jeść. OK, teraz ja... Zebrało się chyba z 10 osób, aby zobaczyć, czy dam radę. Obieram skorupkę, posypuję solą, wypijam jakiś sok ze środka jajka, nawet niezły... No, ale teraz czas na to najgorsze świństwo. Raz, dwa, trzy... gryzę, połykam odrobinę i... w krzaki!
Smrodu z jaja nie wyczułem, ale te chrząstki... Gdybym wtedy nie pomyślał, że to mały kurczak, to pewnie bym zjadł. Podchodzę po raz drugi – może teraz się uda. No tak, niepotrzebnie znowu patrzę na nadgryzionego przeze mnie baluta: wystają jakieś piórka. Ponownie gryzę... o nie, tym razem znowu w krzaki.
Wszyscy mieli niezły ubaw, bo przecież dla nich balut to jak dla nas zupa z flaków. W czasie moich podróży po Azji smakowałem różne dziwne stworki: smażone larwy, karaluchy, świerszcze, wróble, pieczone skorpiony, węże, a nawet szczura i pająka w Kambodży posmakowałem, ale tego świństwa nie mogłem! Teraz już wiem, że oprócz psa w Wietnamie, którego nawet nie posmakowałem, i tego jaja nigdy już nie wezmę do ust.
Kolejny dzień upłynął na zwiedzaniu oddalonej od El Nido o 20 kilometrów Nacpan Beach, a potem Las Cabanos (4 km od El Nido). Dlatego wypożyczyłem skuter za 700 peso na dzień.
Pytam się, jak długo będę jechał do Nacpan Beach. No jakieś 2 godziny, ale uważaj – droga jest kamienista, początkowo asfalt, potem gorzej. OK, no to w drogę. Po 2 godzinach miałem 50% trasy, a droga robiła się coraz bardziej niebezpieczna – dziury, kamienie... Droga czerwona, jak na Marsie. Boże, gdzie ja się wybrałem, oooo nie, motor to nie moje klimaty. Trzęsie, buja, rzuca, pierdzi i w tym kasku gorąco...
Do tego wszystkiego nagle jakiś mostek, a raczej dwie położone wzdłuż 5-metrowe dechy. Patrzę w dół – o w mordę jeża: 4 metry, żadnych barierek. Przede mną zatrzymał się tricykl z trzema Angielkami. Kierowca każe im wysiąść. No tak, mało nie ważą, jak to Angielki. Przeprowadza tricykla, a do mnie mówi, abym z rozpędu przejechał ten "mostek". Myślę sobie: "czy ty się, chłopie, dobrze czujesz?" No ale czy mam inne wyście? O kurczę, a tam! Raz kozie śmierć!
Udało się! Jadę dalej...
Po drodze rozdaję wesołym i ciekawym mnie dzieciakom kredki i zeszyty, które mi jeszcze pozostały z Polski. Przy wjeździe do Nacpan Beach muszę się wpisać w jakiś zeszyt, że tu jestem. No i już oczom moim ukazał się las... kokosowy las i zupełnie pusta, przepiękna, najdłuższa plaża, jaką kiedykolwiek widziałem w życiu. Przez chwilę zaniemówiłem. Błękit morza i piasek podobny do naszego nad Bałtykiem oraz ogromne, białe fale w błękitnym, krystalicznie czystym morzu tak mi się spodobały, że siedziałem tam chyba ze 4 godziny! Zresztą sami zobaczcie na zdjęcia.
Przy jednym z niewielu nadbrzeżnych barów kupiłem avocado shake za 50 peso, rybę z grilla za 120 peso, kawa free. Avocado shake tak mi zasmakował, że dostałem na niego przepis:
Dojrzałe avocado wrzucamy do miksera, dodajemy kostki lodu, potem mleko skondensowane gęste, trochę wody z cukrem i trochę soku z limonki, wszystko miksujemy i już! Gwarantuję Wam – palce lizać :)
I tak sympatycznie nudziłem się w Nacpan Beach. Przyjaciołom z baru podarowałem szalik reprezentacji Polski – ogromnie się ucieszyli. No tak, ale czas już wracać. Po drodze zatrzymałem się w jakiejś wsi przy lokalnym, maleńkim sklepiku. Każdy chciał koniecznie zrobić sobie ze mną foty, ja z nimi także. Były także foty z polską Biedronką, a oni pokazali mi jakiegoś wielkiego ptaka zrobionego z kokosów – nie kumałem, o co im chodzi...
Na koniec pojechałem na Las Cabanos Beach – oddalona jedynie parę kilometrów od El Nido. Plaża jest fajna – bardzo wietrzna, z palmami, ale także z dość dużą ilością białasów. Najpiękniej Las Cabanos wygląda z góry – zresztą sami oceńcie.
I tak upłynął kolejny dzień na El Nido. Jutro koniec. W pensjonacie kupiłem bilet do Puerto Princesa (500 peso – wszędzie cena taka sama). Wyjazd z oddalonego o 4 km terminala autobusowego El Nido o godzinie 7-ej rano, a o 12-ej mam być w terminalu Jose Bus w Puerto Princesa.

Żegnaj El Nido, za rok – jak Bozia da zdrówko i kosiarkę – obiecuję, że wrócę, ale nocleg wtedy będę miał w Nacpan Beach.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (127)
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2014-08-02 15:06
plaża tak!...balut NIE!
miejsce przepiękne.
 
 
neronek
Darek Metel
zwiedził 11% świata (22 państwa)
Zasoby: 284 wpisy284 332 komentarze332 13855 zdjęć13855 156 plików multimedialnych156