9 – Banaue – powrót:
Po 4 godzinach, z przesiadką w Bontoc, dotarłem ponownie do Banaue. Jeepneye kończą i zaczynają swoje kursy na placu w Banaue. Biorę plecak, idę do już wcześniej przeze mnie ustalonego miejsca noclegu, do Peoples Lodge and Restaurant. To dość duży hotelik, ale lekko obskurny – za pokój z czystą pościelą, z lekko zniszczonym WC, bez okien, płacę 600 peso (40 zł). No tak, ale nie mam większego wyboru – w Banaue są jeszcze inne hoteliki, ale ceny to 1000 peso. Zresztą, ten jest nawet fajny, bo ma piękny, duży taras z widokiem na całe Banaue i dużą restaurację. Podają tam chyba najsmaczniejsze posiłki, jak potem zauważyłem przychodzili na nie nie tylko ci, którzy nocowali tutaj, ale także goście z innych hotelików. Ceny nie są niskie jak na Filipiny, śniadanie to koszt 150 Peso. Do wszystkiego podają fioletowy ryż. Zastanawiałem się, czemu ma taki nieciekawy kolor. Teraz już wiem: to jest czarny ryż – jeżeli go filtrujemy będzie miał kolor fioletowy. Ja tam wolę ten tajski, kleisty :)
W Banaue nigdzie nie kupicie piwa większego niż 0,33 ltr (50 peso). Smażona ryba + ryż to koszt 170 peso, czyli nie tak tanio. Lepiej udać się 200 m na plac i kupić za jedyne 30 peso hamburgera (nawet zjadliwy) lub coś z grilla za 10 peso, albo pączka (od 5 do 10 peso), smaczne. A dla smakoszy jaj polecam balut – najlepiej ten 7-dniowy. Smakowałem go w El Nido, ale o tym opowiem Wam potem.
Zastanawiałem się wcześniej, w jaki sposób mam zobaczyć Batad i wodospad Tappiya. Początkowo chciałem samemu tak normalnie z kopyta iść do Batad i chyba tylko zmęczenie długą podróżą z Polski (2 dni), a także obolałe kości z włóczęgi po jaskiniach Sagady, każą mi wykupić za 500 peso wyprawę od godz. 8:30 do 16–tej. Zresztą, nie będę się już męczył – tak sobie początkowo myślałem, ale jednak nie, dostałem kolejnego kopa