Sabong Port
O dziewiątej rano mały, biały bus, nie „biały mały miś”, zacumował przy samym porcie Sabang, w związku z czym, wyskoczyłem i po dokonaniu zakupu kolejnego biletu do Guijalo Port, to będzie mój kolejny przystanek, za dwie godziny, cena tej przyjemności tylko …
Poczułem przypływ energii, coraz bliżej celu, nawet wąska, mała łódź i perspektywa podróży w ścisku, niczym upchane sardynki w puszce, nie była w stanie popsuć moje nastawienia, chociaż mdłości, brak tlenu nie odstępowały mnie podczas wodnej przejażdżki.
Opornie wypłynęliśmy, wreszcie nadszedł odpływ, zaś spory balast w postaci pasażerów, nie ułatwiał rozkołysania się na tafli, uśpionej jeszcze wody, majtki Stanley na wysokości zadania, odbili od brzegu. Podczas tej akcji ratowali się ogromnymi, długimi bambusami, którymi odpychali się z całych sił, raz po raz nie omieszkali wskoczyć do wody, ale te wszystkie zabiegi przyniosły zamierzony efekt, popłynęliśmy, wychylały się na początku takie przeciętne widoczki, jeszcze wtedy nie wiedziałem, że zmierzam do raju,
do małego El Nido.