Naga długa noc.
W nocy dotarłem planowo do Nagi, czekała mnie długa noc na dworcu autobusowym, niestety brudnym, raczej niesprzyjającym podróżnym, zwłaszcza, biorąc pod uwagę serwowaną głośną muzykę, która rozbrzmiewała na dworcu. Może te głośne tony miały powstrzymać podróżnym przed zapadnięciem w sen? Żeby nie przegapili swego autobusu? Liczne pytania rodziły się w mojej głowie, nie udało mi się zgłębić tego tematu, po prostu, używając słów obecnej pani Komisarz UE, „ sorry, taki mamy klimat” , które bez problemu można włożyć w usta Filipińczyka, żeby puentować taki stan rzeczy.
Tak dotrwałem w kontemplacji do siódmej rano, nuda nie opuszczała mnie na krok.
Kiedy obudził się w pełni dzień, ruszyłem na oddalony o jakieś pięćset metrów mały dworzec mini vanów, czyli białych, małych busów , to takim wehikułem miałem pojechać
do Sabang Port, z którego popłynę łodzią do Caramoan Island, gdzie wreszcie po trzech bardzo długich dniach i nocach, zrzucę plecak i zasnę, tak po ludzku, piękne, jakże już bliskie marzenie i skwituję całą sytuację dwoma słowami „WELCOME PHILIPPINES!!!”, dla takich chwil warto żyć… Parafrazując polską Ikonę muzyki rozrywkowej „ Wsiadam do vana nie byle jakiego,, ściskając w ręku bilet, patrzę jak wszystko zostaje w tyle…” Za dwie godziny wysiądę w Sabang Port.