Geoblog.pl    neronek    Podróże    Filipiny 2014    Pamilacan - rajska maleńka wyspa z wiejskim klimatem i cudownymi mieszkańcami
Zwiń mapę
2014
13
mar

Pamilacan - rajska maleńka wyspa z wiejskim klimatem i cudownymi mieszkańcami

 
Filipiny
Filipiny, Pamilacan Island
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16220 km
 
Pamilacan – rajska maleńka wyspa z wiejskim klimatem i cudownymi mieszkańcami:

RAJ.

Każdy go widzi inaczej, ale gdy większość z nas zamknie na chwilę oczy i powie sobie słowo raj, widzi – no właśnie, co?
Białe lub złote plaże z błękitnym, ciepłym morzem z palmami schylającymi się leniwie ku plaży itd...
I ja właśnie taki raj znalazłem. To maleńka, okrągła wyspa otoczona pięknymi rafami, jakich nigdy wcześniej nie widziałem, białym jak mąka babuni piaskiem, pięknymi palmami, cudownymi muszlami na plaży. Ale przecież w raju można mieszkać, żyć. To właśnie tutaj jest ta prawdziwa filipińska wieś, jest tu wszystko – od świń przez kozy, krowy, a kończąc na kogutach. To wszystko znajduje się na pięknej, zielonej trawie, na której rosną wielkie palmy i małe domki zbudowane z liści bambusa. A w nich... najwspanialsi ludzie, jakich dotychczas spotkałem! Nie będę Was zanudzał, jak wyglądał każdy dzień pobytu w moim raju, ale uwierzcie mi – było bosko!
Jak już wcześniej pisałem, bungalow był nowy – jak wyglądał, sami zobaczcie. Za noc płaciłem tylko 850 peso (60 zł). Uwaga: wliczone było także śniadanie i obiad. Zawsze był deser, banany, arbuz, ananas... I kawa w termosie cały dzień, no i woda do picia. Eliza, mama Jojo, bardzo miła Pani, codzienne z Enasem (jej mężem) przynosili mi na plażę pod taki szałasik śniadanie i obiad. Owoce morza – tutaj przyznam się, że nie jestem ich fanem – były codziennie, ryba smażona, jakieś placki ryżowe z rybą. Trochę głupio się czułem, dlatego poprosiłem ich, że chciałbym jeść u nich w kuchni razem z nimi w ich bungalow. Oczywiście, że się zgodzili. Nie wiedzieli, że ja w kuchni to wariuję... Kocham gotować i kocham jeść.
Wieczorem powiedziałem Elizie: "Jutro zjecie śniadanie – takie nasze, polskie". Bardzo się ucieszyli i pytali, co to będzie? Ja im spokojnie: zobaczycie rano, cierpliwości, kochani. Mówię Elizie, aby na 8 rano w kuchni zostawiła mi: olej, 4 jaja (tylko nie balut), cebula, pomidor, szczypiorek, sól – no tak, ale oni jej nie mają, ale mają sos sojowy – OK – pieprz i coś z mięsa. I tu był problem: kiełbasy nie mają, kurczak i świnia są, ale surowe – lodówek nie ma. Tymczasem jest już godz 21. Wołam Enasa, Denisa i Jojo i idziemy do jedynego, małego sklepiku, gdzie już siedzi parę osób: Ethna i jej córka, i kolega Denisa. Mówię im: no to co, po kieliszku? Idę po ostatki mojej żubrówki, humor nam dopisuje, wódeczka – jak widzę – także... No tak, ale wszystko ma swój koniec... Żubrówka też.
Kolega Denisa poprosił mnie o pustą butelkę po Żubrówce – myślę sobie, no fajna pamiątka :) Jest nas jakby coraz więcej, w końcu – jak się okazuje – na wyspie jestem z białych tylko ja. Dzieciaki prawie mi na głowę wchodzą :) Przynoszę pod sklepik przywiezione upominki z Polski i jak św. Mikołaj zaczynam rozdawać, a to mydełka jabłkowe (jabłka u nich nie rosną, a więc to tak, jak u nas mydełko
ananasowe – są takie?), a to landrynki, zeszyty, długopisy, farbki itd... Bardzo się cieszyłem z ich radości, a dzieciaki były tak szczęśliwe, że aż serducho mi z radości bardziej biło.
Miałem także w planach zostawić gdzieś w najpiękniejszym miejscu dużą flagę Polski z orłem i dać ją komuś dobremu. Przyniosłem ją z bungalow i od razu bez zastanowienia przekazałem ją Denisowi. Chłopak był chyba w siódmym niebie. Wiecie co zrobił? Ucałował ją i poszedł na chwilkę do domu. Wrócił z drewnianą, ręcznie robioną kolorową rybą – ściągnął ją ze swojej półki, ponieważ miała ślady lekkiego zużycia, ale to jest mało ważne. Dał mi ją w prezencie. Nie będę ukrywał, ale miałem kluchę w gardle i łzy w oczach – to był najpiękniejszy prezent, jaki w życiu dostałem: dlatego, że był to prezent dany mi prosto z serca. Oni naprawdę żyją skromnie, ale serca to mają ze złota!
Denis z kolegą po chwili przynieśli filipiński rum. Oczom nie wierzę: 80% alkoholu! Moja Żubrówka 40% wygląda przy tym jak... sami wiecie, jak... Trochę się ucieszyłem, bo myślałem, że ten rum będziemy pić z kieliszka, ale oni robią takie drinki z taką filipińską mirindą i wiecie co – jest naprawdę smaczne! I tak sobie siedzimy przed sklepikiem, wesoło słuchamy muzyki z telefonów – raz oni słuchają muzę polską, raz ja ich – filipińską. Przesyłamy sobie MP3 przez bluetooth. Ja dostałem taką, którą potem ciągle w Filipinach nuciłem. To "Esperanza" zespołu April Boy.
Jojo zasnął chyba po 3 drinku, Denis z kolegą zabrali go do domu, ciężki miał ten tydzień – szkoła go wykończyła, a wódeczka uśpiła :)
Na Pamilacan prąd jest tylko od 18–6. Największym problemem jest słodka woda – niestety nie ma jej na Pamilacan. Dlatego muszą ją wozić aż 20 km z Baclayon, ale dzielnie sobie radzą.
Wstałem rano, otwieram drzwi od bungalow – Słońce już wschodzi. Jest tak pięknie, że chce się żyć. Biorę ręcznik, okularki i idę do morza popływać. Czujecie to...
Wykąpany idę do kuchni Elizy zrobić nasze tradycyjne polskie śniadanie: jajecznica z pomidorami. Patrzę, a tutaj już grupa dzieciaków czeka na mnie – dowiedzieli się, że będzie występ :) Wszyscy z zaciekawieniem patrzą, co też im zgotuję na śniadanie... Eliza oczywiście wszystko starannie przygotowała – na wyspie nie mają nawet butli gazowych, palą tradycyjnie na ogniu podpalanym suchymi liśćmi bananowca. Czułem się w kuchni, jak Makłowicz gdzieś w podróży. Jajecznica na pomidorach wyszła smaczna, Eliza ciągle zastanawiała się, po co mi ten zielony szczypiorek? Dopiero na koniec, jak nim posypałem jajecznicę, powiedziała aaaaaaaaa... I tak wszyscy skosztowali: i ci w środku, i ci lukający z okienek i drzwi kuchni. A mnie zaciekawiła suszona, wisząca w kuchni ośmiornica. Denis dał mi ją posmakować, ale twarda... nie nie, ja dziękuję.
W ciągu dnia Ethny koleżanka przyniosła do wsi żywą, właśnie wyłowioną ośmiornicę – obślizłe, wstrętne świństwo – jak można to jeść, jeszcze farbuje. Dowiedziałem się, że na wieczór będzie ta właśnie ośmiornica i że usmaży ją Eliza. Zjadłem, ale nie chciałem im robić zawodu, ja naprawdę nie lubię owoców morza, czułem się, jakbym jadł jakiś masajski laczek z opon samochodowych.
Enas – ojciec Jojo i Denisa – powiedział mi wieczorem, żebym wstał wcześniej o godz. 7-ej, bo pojadę z Denisem i jego kolegą na delfiny. Ja tam wolałbym siedzieć na wsi, ale no dobrze, nie odmawiam. Pytam, ile mam zapłacić: free, zero, nic... no jesteście kochani!
Rano wstałem i jak codziennie wykąpałem się w ciepłym morzu. Przed bungalow czekała już Eliza ze śniadaniem, potem zaprowadziła mnie do łodzi, tzw. bangki, gdzie już czekali na mnie Denis z kolegą. Wsiadam – jadę na delfiny... Ciężko było je zobaczyć – podobno nie zawsze ma się szczęście. Ciągle płyniemy po błękicie morza i ciągle w stronę Słońca, ponieważ to dzięki promieniom słońca spadających do morza znaleźć można pluskające się delfiny. Mija godzina, dwie, koledzy coś do siebie mówią, ja im tłumaczę: słuchajcie, płyńmy wkoło wyspy, nic się nie stało, pewnie delfiny mnie nie lubią, a zresztą ja już je widziałem parę razy w Tajlandii, np. na Ko Phi Phi i po drodze na Ko Lipe.
Opłynęliśmy całą wyspę – to były przepiękne widoki. Tego dnia jeszcze bardziej pokochałem Pamilacan. Denis jednak nie dawał za wygraną i chciał płynąć dalej, ale stanowczo powiedziałem NIE – płyńmy, chłopie, do domu – tam rum czeka. Uśmiał się i po 3 godz. dopłynęliśmy do brzegu. Dwie godziny potem Denis podjechał skuterkiem i zabrał mnie na objazd wyspy na drugą część, tam, gdzie plaża jest prywatna, gdzie stoi tylko jeden, wielki dom. Jakiś bogaty gościu go wynajmuje podobno za 700 zł dziennie, myślę sobie: Boże, ja zapłaciłem za swój bungalow jedynie 60 zł!!
Plaża tam jest piękna i totalnie bezludna – zresztą sami oceńcie, a w tym wielkim domu ani żywej duszy – chyba z ceną przesadził. Na tej plaży znaleźć można wspaniałe duże, kolorowe muszle. Po drodze z plaży napotykamy pana, który niósł w koszu czarne jeżowce – widziałem je w morzu, ale zawsze bałem się je dotykać. Tym razem wyciągnąłem jednego z kosza – dziwne uczucie. Denis poprosił o jednego dla mnie, abym posmakował, nie no – znowu jakieś owoce morza... OK, nie odmówiłem. W środku jakaś taka żółta masa. Smakowało mi jak słona ikra – nie było to takie złe, podobno właśnie tak się je je – na żywo.
I tak mijały dni jak z bicza strzelił, czas wracać.
Niedziela rano, spakowany otwieram drzwi bungalow, a tam... wszyscy, których poznałem. Ale mnie zaskoczyli! Czekali na mnie, aby mnie odprowadzić do łodzi, którą odpłynę do Baclayon. Idąc, po drodze wszedłem jeszcze do kościoła... Tak tak, tam na wyspie mają kościół, a obok kościoła są ruiny twierdzy wojsk hiszpańskich Magellana.
Na plaży było mi smutno żegnać się ze wszystkimi – to były najpiękniejsze dni w moim życiu, poznałem ludzi chociaż biednych, ale ze złotym sercem. Obiecałem im, że wrócę do nich za rok, a ja nie rzucam słów na wiatr. Powiedziałem im także, że zawsze będą w moim sercu... Kocham Was.
Z kroplą łzy w oczach odpłynąłem, machając im na pożegnanie...

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (135)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (1)
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2014-08-02 13:19
Piękny opis, wzruszające zdania na finał!
Neronek życzę z całego serca powrotu do RAJU!
 
Ania
Ania - 2016-03-23 13:05
cześć, czy jesteś w stanie podać jak skontaktować się z Enasem z Pamilacanu? Wybieramy się tam po świętach i chciałam do niego napisać, żeby zarezerwować domek, ale nie odzywają się do mnie na FB. Może masz do nich jakiegoś maila? Z góry dzięki!
 
 
neronek
Darek Metel
zwiedził 11% świata (22 państwa)
Zasoby: 284 wpisy284 332 komentarze332 13855 zdjęć13855 156 plików multimedialnych156