7 – Sagada:
Po 4 godzinach od Banaue jestem w Sagadzie. Muszę od razu zaznaczyć, że jak dla mnie Sagada jest dużo ciekawszym miejscem na nocleg niż Banaue – dlaczego? Postaram się Wam to wytłumaczyć w dalszym ciągu mojej relacji.
Biorę plecak z dachu, każdy z naszego wesołego jeepneya się żegna i każdy idzie w swoją drogę szukać noclegów, ale wszyscy wiemy, że wieczorem gdzieś się zobaczymy, bo przecież Sagada to nie miasto, ale maleńka wioska. Nikt z tubylców nie stoi koło nas z kartkami ofert na nocleg – dziwne... bo w Azji południowo-wschodniej miałbym już chyba z 10 ofert, a tu nic.
No dobrze, zaczynam szukać noclegu. Wchodzę do puktu informacji turystycznej. Pani poleca mi jakiś nocleg za 1000 peso, że fajny. Ja jej mówię: no nie nie, kobitko, ja jestem z Polski, szukam tańszego, ale że od 2 dni po wylocie z Polski nie spałem, to też nie chciałbym nocować w jakiejś dziurze. Po chwili zastanowienia się mówi mi, że jest taki na górce, z fajnym widoczkiem za 650 peso, WC, TV, AC i że czyściutko. Idę tam – to Valley View Inn, oglądam pokój, bez dłuższego zastanawiania się biorę!
Naprawdę bardzo czysto, zresztą sami zobaczcie, i widok z tarasu przepiękny. Biorę prysznic – woda ciepła :) Uf, jak fajnie... dwa dni męczarni i w końcu na miejscu!
Teraz mogę już powiedzieć: WELCOME Philippines!
Rozpakowałem cały plecak, wszystkie prezenty z Polski, czekolady gorzkie zawinięte sreberkiem wytrzymały trudy podróży – ani trochę się nie rozpuściły. Flaga i szalik z Polski także w dobrym stanie :) Kredki, farbki, mydełka jabłkowe z Biedronki itd...
Pewnie myślicie – po co ja to targałem? Taki już jestem: zawsze przy wylocie z Polski zabieram pamiątki i rozdaję je w czasie podróży biednym ludziom, ulicznym dzieciakom biegających boso na ulicach. To miłe widzieć uśmiech na twarzy tych ludzi, wiem że nie przelewa im się, że ciężko harują na życie, dlatego to dla mnie takie ważne!